niedziela, 22 marca 2015

Rozdział 4 - Kajzerki

Emilka obudziła się z nieprzyjemnym uczuciem ssania w żołądku. Z półprzymkniętymi oczami pomacała ręką wokół siebie w poszukiwaniu telefonu. Gdy już go znalazła, zmusiła się do otworzenia oczu, by spojrzeć na wyświetlacz. Godzina 10:00, sobota. Najwyższy czas wstać. Jęknęła na tę myśl, ale mimo to podniosła się na łóżku. Kłębiące się w jej głowie wspomnienia jakby lekko wyblakły, choć wciąż doskonale pamiętała, co się stało. Skrzywiła się, po czym powoli odłożyła na bok ciepłą kołdrę. Różnica temperatury sprawiła, że zadrżała lekko, jednak mimo to stanęła na chłodnej podłodze, po czym powlokła się do kuchni. Jej pokój był znajdował się na drugim końcu mieszkania, więc zdążyła jeszcze pożałować, że nie założyła żadnych skarpetek przed wyjściem z łóżka. Już na miejscu, wyciągnęła z lodówki mleko i zaczęła przygotowywać sobie miskę płatków, kiedy przerwał jej dzwonek do drzwi. Zdecydowanie niezadowolona, z burczącym brzuchem, ruszyła, żeby je otworzyć. Jej oczom ukazał się młody, przystojny facet. Normalnie, gdyby taki stanął przed nią, nawet kiedy była jeszcze w totalnym nieładzie, z poczochranymi włosami i radosną pidżamą w kwiatki, ucieszyłaby się niezmiernie. Jednak nie tym razem, bowiem jej uwadze nie umknął bardzo istotny szczegół - wisząca na jego szyi odznaka.
- Dzień dobry, komisarz Maksymilian Wolski, wydział kryminalny. Czy mam przyjemność z panią Emilią?
Dziewczyna niepewnie pokiwała głową. Zrobiło jej się słabo, co swoją drogą od wczoraj zdarzało jej się niemal non-stop.
- Świetnie. Jakby mogła się pani ubrać, a ja powiadomię pani rodziców, że zabieram panią ze sobą.
- A mogę chociaż coś zjeść? - Spytała Emilka, starając się zachować zimną krew. Bo niby czemu ten facet chciał ją widzieć, jeśli nie w sprawie morderstwa?
- Kupię ci coś po drodze. Pospiesz się. - Mrugnął do niej znacząco. Niepewna, co oznaczało jego zachowanie, Emilka czym prędzej popędziła do pokoju, by się przebrać. Postanowiła zignorować jego szybkie przejście z pani na ty. Zza drzwi słyszała głos matki, która właśnie zaczęła wypytywać nieznajomego.
- Ale jest o coś oskarżona...? W takim razie...? Tylko rutynowe...? Och, to dobrze! - Komisarz mówił na tyle cicho, że nie słyszała jego odpowiedzi. Ale mniej-więcej była w stanie domyślić się, o co chodziło. Czyli wciąż nie wiedzieli, kto jest mordercą. Że ona jest mordercą. Dobrze. Już ubrana, wyłoniła się z pokoju.
- Mogę iść. - Stwierdziła krótko.
- Świetnie. Zatem w drogę. - Maksymilian uśmiechnął się do niej ciepło. Emilka nie odwzajemniła uśmiechu, za to przytuliła szybko swoją matkę.
- Wszystko będzie dobrze, mamo. Może pomogę im złapać mordercę. - Wyszeptała jej do ucha, starając się brzmieć pewnie. Była zaskoczona, jak łatwo przyszło jej to kłamstwo. Jednak nie czuła się z nim dobrze. Przełknęła ślinę, po czym odwróciła się i ruszyła za komisarzem Wolskim, nie patrząc już na matkę. Wiedziała bowiem, że gdyby to zrobiła, nie potrafiłaby zachować kamiennej twarzy i wyjawiłaby całą prawdę. A to za nic w świecie nie mogło się stać.

***

Komisarz nie odzywał się do niej do czasu, aż weszli do piekarni kawałek dalej.
- No to co chciałabyś zjeść? - W powietrzu unosił się smakowity zapach świeżego chleba i bułek. Półki były już co prawda tylko w połowie pełne, ale to co zostało wciąż było imponujące.
- Poproszę kajzerkę. - Stwierdziła Emilka. Maks spojrzał na nią zaskoczony.
- Tylko tyle?
- No, mogą być dwie. - Mężczyzna wzruszył ramionami, po czym kupił jej to, o co poprosiła. Kiedy wyszli z powrotem na chłodne, zimowe powietrze, w końcu zaczął rozmowę, której obawiała się dziewczyna.
- Wciąż nie znamy danych osobowych ofiar. - W duchu odetchnęła z ulgą. - Ale muszę cię uświadomić, że to jedynie kwestia czasu. Jakkolwiek rozszarpałabyś szczątki, dysponujemy listą gości. Wiemy, kto był obecny i raczej szybko dowiemy się, kto do domu nie wrócił. - Emilkę zatkało. Czy on właśnie powiedział "rozszarpałabyś"?! Jak? Skąd? Patrzyła na niego, nie mogąc wykrztusić ani słowa. Maks szybko zauważył zszokowany wyraz na jej twarzy.
- Owszem, Emilio, wiem, że to twój czyn. - Nastolatka nie wiedziała, co powinna zrobić. Uciekać? A może go zaatakować? Jednak zanim coś postanowiła, mężczyzna czym prędzej zaczął mówić dalej.
- Spokojnie, policja nie ma pojęcia. Nie zamierzam cię zdradzać. - Teraz była zdezorientowana. Bo niby czemu miałby jej tajemnicę zostawić dla siebie? Była mordercą, a on doskonale o tym wiedział, co więcej, miał ją jak na talerzu przed sobą. Chyba, że...
- Jest pan jednym z nas? - Spytała niepewnie, bo to było jedyne wyjaśnienie, jakie przyszło jej do głowy. Komisarz odpowiedział skinieniem głowy.
- Jestem wtyką watahy w warszawskiej policji. Dlatego nie miałaś okazji poznać mnie wczoraj - byłem w pracy. I skoro już o tym mowa, jeśli nie ma nikogo poza watahą w pobliżu, możesz swobodnie mówić do mnie na ty. Ale w obecności innych ludzi postaraj się jednak zachować formę pan. - Uśmiechnął się do niej przyjaźnie.
- Czyli nie idziemy na komisariat?
- Nie. Przesłuchiwanie cię nie jest wskazane, chociaż zapewniam cię, że i tak cię to czeka, wcześniej czy później. Jednak najpierw powinnaś dowiedzieć się trochę więcej o nas, wilkołakach. To pomoże ci przetrwać.
- W porządku. A więc do kryjówki?
- Do kryjówki. - Jeszcze jeden uśmiech i oboje, zgodnym już krokiem, ruszyli na spotkanie z resztą watahy.

___________________________
Nie nazwałabym swoich prób wciskania opisów
bardzo owocnymi, ale cóż...
Przepraszam, że tak długo, miałam nadzieję, że będę
w stanie skończyć ten rozdział wcześniej, ale jak widać nic z tego.
Jednak tak jak obiecałam, jest przed końcem tygodnia :)
W każdym razie, może dużo się jeszcze nie dzieje,
ale całość dopiero się rozkręca.
Komentarze mile widziane!

2 komentarze:

  1. Uwielbiam twoje opowiadanie akcja coraz bardziej się rozkręca :) Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością i życzę dużo weny!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Booooże to opowiadanie jest cudowne <3 mam nadzieję, że szybko dodasz następną cześć xD

    OdpowiedzUsuń