sobota, 7 marca 2015

Rozdział 3 - Co nas czyni potworami

- Co teraz ze mną będzie...? - Emilka siedziała na starej, rozwalającej się kanapie, w jednym z pomieszczeń technicznych metra, gdzieś w podziemiach. Była już spokojniejsza i mogła bardziej na trzeźwo ocenić swoją sytuację.
- Nauczymy cię, jak być jedną z nas. - Stwierdziła Amelia, która siedziała obok niej. - Nie martw się, jestem pewna, że Nina będzie wyrozumiała i da ci trochę czasu na... przetrawienie sytuacji.
- Masz na myśli zabójstwo mojego chłopaka? - Te słowa przeszły przez jej gardło zaskakująco gładko. Nie czuła już nawet mdłości, jak wcześniej.
- To również. Choć w tym wypadku twoja natura ci pomoże. - Emilka spojrzała na nią pytająco. - Wszystkie zbrodnie popełniane w wilczej postaci po krótkim czasie zaczną blaknąć, odsuwać się od ciebie, tak jakbyś... jakbyś oglądała film. Przestaniesz czuć emocje z nimi związane. - Wyjaśniła Amy.
- To... To okropne! - Zawołała w pierwszym odruchu dziewczyna. - Chcesz powiedzieć, że będę całkowicie obojętna na to, że kogoś zamordowałam? Kogoś, kogo darzyłam uczuciem? Właśnie tacy jesteście?! Obojętni?! Przecież to was czyni potworami... To mnie uczyni potworem! - Prawie krzyknęła, kończąc zdanie.
- To część naszego dziedzictwa, swoiste ulepszenie, które pozwala nam przetrwać. - Odparła smutnym tonem Amelia. - Nie jesteśmy w stanie nic na to poradzić. Ale uwierz mi na słowo, tak jest lepiej, dla naszego i naszych bliskich dobra.
- Ciężko mi w to uwierzyć. - Burknęła Emilka, znów wpadając w wisielczy humor. Po chwili jednak postanowiła zaryzykować pytanie, które dręczyło ją od pewnego czasu. - A ty... też kogoś zabiłaś podczas przemiany?
- Ja... nie. Nie, ale też zapłaciłam za nią pewną cenę. - Odpowiedziała wymijająco. Przez chwilę obie kobiety siedziały w milczeniu. Kiedy cisza już zaczynała się robić nieprzyjemna, do pomieszczenia wszedł mężczyzna z dredami.
- Nowa, mam za zadanie odeskortować cię do domu. Zbieraj się. - Rzucił krótko, po czym odwrócił się i nie czekając na reakcję, wyszedł.
- Zamierzacie tak mnie nazywać? Nowa?
- O mój Boże, wybacz! Nie zapytaliśmy cię nawet, jak masz na imię! - Amy poczerwieniała na twarzy, zawstydzona.
- Emilia. Przekaż pozostałym. - Dziewczyna podniosła się z kanapy, po czym starając się wyglądać na pewną siebię, zanurzyła się w korytarzu, w którym zniknął mężczyzna.

***

Delikatne pukanie do drzwi wywołało natychmiastowe zamieszanie w mieszkaniu. Blondwłosa kobieta przed pięćdziesiątką, o krępej sylwetce, rzuciła się, żeby otworzyć.
- Córuś! Tak się cieszę, że jesteś! - Przytuliła Emilkę, która właśnie przekroczyła próg. W przejściu do salonu stanął wysoki, ciemnowłosy mężczyzna. Na widok dziewczyny wyraźnie mu ulżyło.
- Ale o co chodzi? - Spytała nowoprzybyła, bliska uduszenia przez mocny uścisk matki.
- Przed chwilą dzwoniła policja. Dokonano morderstwa na waszej studniówce. - Oznajmił aż nazbyt opanowanym głosem ojciec. Kobieta puściła córkę i zamknęła drzwi. Następnie cała trójka udała się do salonu. Pod ścianą stał plazmowy telewizor, a naprzeciwko stała kanapa, na której usiedli. Emilka zaciskała dłonie, zdenerwowana. Miała nadzieję, że wszystkie drobne gesty zostaną zrozumiane jako oznaki jej stresu bądź szoku spowodowanego sytuacją. W drodze tutaj Rafał wytłumaczył jej, jak ważne jest, by nie zdradziła się z niczym.
- Wiadomo już, kto jest ofiarą? - Spytała cicho, starając się sprawiać wrażenie przybitej i przestraszonej.
- Nie... - Choć nie zostało to powiedziane głośno, po twarzach rodziców i ich znaczących spojrzeniach dziewczyna wiedziała, że chodziło o to, w jakim stanie jest ofiara... ofiary. Nie była zaskoczona faktem, że nie dało ich się rozpoznać.
- Baliśmy się... - Zaczęła matka... - Że... że to mogłaś... być ty... - Po policzkach popłynęły jej łzy, tłumione przez długi czas. Nastolatka nie zastanawiając się długo przytuliła swoją rodzicielkę. Nie wiedziała, jak inaczej mogłaby ją pocieszyć. Nie po tym, co zrobiła.

***

Echo zdecydowanych, męskich kroków niosło się po słabo oświetlonych, betonowych korytarzach. Aleksander siedział za biurkiem w jednym z pomieszczeń i niecierpliwie wyczekiwał zjawienia się przybysza. Chwilę później w przejściu ukazał się młody, ciemnowłosy mężczyzna. Jego oczy wydawały się czarne w białym, surowym świetle jarzeniówki.
- I jakie wieści?
- Rozumiem, że Leon miał mało czasu, ale mógł się bardziej postarać.
- Co chcesz przez to powiedzieć?
- Rzecz jasna szczątki ofiar były na widoku. Zmasakrowane, owszem, ale ustalenie ich tożsamości to tylko kwestia czasu. Macie szczęście, że udało mu się usunąć wszelkie ślady bytności tej waszej dziewczyny na miejscu zbrodni. Jeśli się nie wygada, to powinno jej to ujść na sucho. - Aleksander skinął głową w zamyśleniu.
- Dzięki, Maks. Wracaj lepiej do pracy, zanim zaczną wypytywać, gdzie jesteś. I dawaj mi znać na bieżąco o rozwoju sytuacji. Nina będzie chciała znać wszystkie szczegóły.
- Jasne. Do zobaczenia... następnym razem. - Mężczyzna uśmiechnął się kwaśno, zanim opuścił pomieszczenie. Aleksander tylko przetarł twarz ręką, po czym zaczął przeglądać leżące na biurku dokumenty.

_____________________
Być może mechanizm obronny wilkołaków jest trochę pójściem
na łatwiznę, ale za to wprowadza inny, moim zdaniem ciekawy, wątek ze strony moralnej.
Tak czy inaczej, trzeci rozdział za nami :)

2 komentarze:

  1. Cóż... zapowiada się bardzo ciekawie. Naprawdę spodobał mi się twój blog. Kiedy kolejny rozdział :D?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że się podoba :)
      W tej chwili mogę jedynie obiecać, że pojawi się do końca tygodnia, ale nie wiem dokładnie, kiedy go wrzucę.

      Usuń